wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 4

     -Ten śpioch to Jessica, a ja jestem Niccol...
- No to się wszyscy znamy. - zaśmiał się Zayn
- Teraz tylko jest kwestia jak wam wynagrodzimy to - zabrał po raz pierwszy głos Liam i wskazał na Jessie.
- Mnie się nie pytaj to ona jest nieprzytomna. Jak się ocknie to wtedy będziecie o tym myśleć - wytłumaczyłam i usiadłam na skraju sofy tak by nie usiąść na dziewczynę, ale zarazem tak, alby było mi wygodnie. Chłopcy zaczęli przygotowywać się do czegoś co mieli zaraz zrobić - czyli powodu ich przybycia tutaj - a ja siedziałam cicho. Przez moją głowę przechodziły takie myśli jak: "Kurcze co ja tu robię?", "Niech ona się obudzi i pójdziemy już bo mam tego dosyć!"
- Gdzie tu można kupić coś do jedzenia? - spytałam w pewnym momencie.
- Niestety trzeba wyjść z budynku i iść w prawo, później w lewo i dwa razy w prawo i będziesz na miejscy - wyjaśnił mi blondyn
- Tsssa jesteś mistrzem wyjaśniania i logicznego myślenia - warknęłam - Jak stąd wyjdę to już nie wejdę - przewróciłam oczami.
- Pytałaś się gdzie to powiedziałem - mówił biorąc gitarę do ręki.
- Niall ona ma racje. Jak wyjdzie to już nie wejdzie. - przytaknął mi Liam - Idź z nią
- Chyba żartujesz - powiedziałam szybko - Mam się z nim pokazać gdzieś? Jak ktoś go rozpozna to mam przesrane z resztą on też - wskazałam palcem na blondyna.
- Tatuś cie nie nauczył, że nie pokazuje się palcem?
- Wiesz co? Trochę nie zdążył - warknęłam i wyszłam z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Co on sobie myśli? Że jak jest wielce sławny to może mnie pouczać? Co on kpi ze mnie czy co? Po chwili dobiegł do mnie blondyn.
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że nie żyję - przeprosił mnie smutny ze swojej głupoty.
- Bo nie nie żyję - odpowiedziałam szybko poruszona jego głupotą.
- Nie rozumiem - odparł po chwili drapiąc się po głowie.
- Ty na prawdę jesteś taki głupi, czy udajesz? - spytałam lekceważąco
- Ej ja próbuje być miły, a ty mi to utrudniasz - oburzył się. Przewróciłam oczami i powiedziałam:
- Tssa próbujesz być miły mówiąc mi że mój tata nie żyje, gdy w rzeczywistości żyje... chyba - dodałam po chwili
- Jak "chyba" i jak "nie zdążył"? Nic nie rozumiem możesz mi wytłumaczyć? - poprosił grzecznie, a ja wypuściłam głośno powietrze z płuc
- Skoro tak ładnie prosisz - powiedziałam i zaczęłam moją "baaardzo inspirującą" wypowiedź - Otóż, gdy moja mama była w ciąży - mówiłam powoli i wyraźnie tak żeby on też mógł zrozumieć - ojciec nas olał i tak w skrócie mówiąc po prostu go nie znam
- Ołł. To przepraszam, że w ogóle o nim wspomniałem - gdy to usłyszałam przewróciłam tylko oczami. - To tutaj - wskazał palcem na budynek, otworzył drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą. Nie lubię gdy ktoś tak robi, ale w sumie to było dosyć miłe i słodkie w jego wykonaniu.
- To co kupujemy? - zadał mi któreś z kolei pytanie.
- Coś do jedzenia i JA kupuje - odpowiedziałam wkurzona i nagle usłyszałam męski głos za sobą
- Przed chwilą co byłaś w sklepie ze mną, a teraz włóczysz się z tym lalusiem - to była ta larwa co mi narobiła siary w centrum handlowym!
- Odpieprz się od niego gnido! - podniosłam głos sama nie wiem dlaczego.
- Ooooo... czyli jego bronisz, ale mnie przeganiasz po tym prezencie
- O właśnie zapomniałabym ci podziękować kochanie za to - powiedziałam "słodko" i się uśmiechnęłam.
- Czyli jednak zrozumiałaś, że pasujemy do siebie? - spytał ciesząc się jak głupi z ekierki. Blondyn nagle zrobił się trochę dziwny i spięty po czym spytał:
- To jest twój chłopak?
- Wiecie co? Może wyjdziemy na chwile z tego sklepu i pogadamy? - po tym wszyscy wyszliśmy. Stanęliśmy przed wejście do owego sklepu. W pewnym momencie Max był coraz bliżej mnie, gdy nagle...

*Oczami Jessie*

     Obudziłam się w jakimś nieznanym mi miejscu. "Gdzie ja jestem?"- pomyślałam i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, gdy nagle zobaczyłam... nie no nie wierze to One Direction.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaa - zaczęłam piszczeć a oni podskoczyli. Zaraz, zaraz co ja tu robię z nimi?
- Nie denerwuj się, nie porwaliśmy cie - zaczął uspokajać mnie "mój mąż"
- AAAA! LOUIS Z ONE DIRECTION - rzuciłam mu się bezmyślnie na szyje, a on odwzajemnił, o dziwo, uścisk. O... mój... Boże... Właśnie ściskam Louisa... tego Louisa... mojego Louiska... mojego idola... mojego wymyślonego męża... moje kochanie. Nie wierze, nie wierze, ale czy to...
- Czy to przypadkiem nie jest sen! - krzyknęłam, a oni się zaśmiali
- Nie, to ci się nie śni. To jest jawa. W ogóle pamiętasz co się stało? - spytał Liam
- Błagam powiedzcie, że nie zrobiłam nic głupszego niż zwykle - poprosiłam ich, a oni spojrzeli po sobie.
- Nie wiem co robisz głupiego dzień w dzień, ale mnie nie pobijesz - zaczął droczyć się Lou - a znalazłaś się tu bo nas zobaczyłaś i zemdlałaś.
- Aaa - powiedziałam - już pamiętam, a gdzie jest Nikki i Niall? - zdziwiłam się. No w sumie to on przyciągnął rano jej uwagę, ale nie aż tak żeby mogli się spotkać w cztery oczy
- Poszli razem do sklepu o ile się nie mylę - wzruszył ramionami Harry
- Coo? - wytrzeszczyłam oczy - Trzeba go ratować! - krzyknęłam
- Haha no faktycznie lubi pożartować - powiedział do chłopaków Zayn wskazując mnie palcem i śmiejąc się przy tym
- Ja nie żartuje. Ona raz pobiła tak chłopaka, że wylądował w szpitalu. I to nie dlatego, że go nie lubiła - powiedziałam szybko
- To dlaczego? - spytał nadal rozbawiony Liam
- Bo chciał być miły i zaoferował swoją pomoc, a ona tego nienawidzi. - skwitowałam i ruszyłam w kierunku drzwi, a za mną poszedł Lou. Reszta chłopaków została bo stwierdzili, że się chyba lekko w głowę uderzyłam jak zemdlałam.
- Gdzie jest ten sklep? - spojrzałam po chwili biegu na chłopaka, który jako jedyny mi uwierzył o ile można tak to nazwać
- Tam za rogiem - wskazał palcem. Gdy wyszliśmy zza owego rogu dostrzegłam Nikki... Czy oni właśnie... O... MÓJ...  BOŻE...

***
Hejka. Mam nadzieje, że rozdział się podobał. W końcu to było pierwsze spotkanie z chłopakami :D Liczę na jakieś komentarze na temat waszych wrażeń po przeczytaniu tego rozdziału :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz